Stellaeburgum to określenie, jakim Jan Heweliusz nazwał swoje obserwatorium astronomiczne wybudowane w roku 1641 na poddaszu jednej ze swoich kamienic w Gdańsku. Do roku 1675, kiedy to wybudowano obserwatorium w Greenwich w Londynie, miejsce pracy jednego z najsłynniejszych gdańszczan było największą instalacją tego typu na świecie. Rozebrano je po śmierci astronoma, jeszcze w XVII wieku. Można tylko przypuszczać, jak wiele niezwykłych obserwacji dokonał ze swego Gwaizdogrodu Heweliusz. Kompozycja Stellaeburgum stanowi wyobrażenie autora dotyczące tychże odkryć.
Pięcioczęściowy cykl Stellaeburgum to suita złożona z części, z których każda winna przywoływać u słuchacza różne sceny z życia i pracy Jana Heweliusza. Kompozytor nie narzuca konkretnych wizji, pragnąc jedynie poprzez sugestię wynikającą z tytułu naprowadzić słuchacza na ogólny kierunek rozważań dotyczących interpretacji znaczenia muzyki (stąd też części nie są nazwane tytułami programowymi, a jedynie ponumerowane).
Chcąc jednak odrobinę pomóc w odczytaniu intencji autora muzyki wystarczy wspomnieć, że część pierwsza, żywiołowa, energiczna, pełna zarówno gry solowej jak i unisono, może stanowić odniesienie do zbudowanego z rozmachem Gwiazdogrodu, do jego zawiłej architektury czy mnogości tajemniczego przeznaczenia przyrządów, jakie się w nim znajdują. Część druga, rozpoczynająca się od solo oboju to zapadanie nocy, spokojne acz punktualne pojawienie się mroku – cichego czasu pełnego niebywałych zjawisk do zaobserwowania tuż ponad dachami śpiących kamienic. Część trzecia – obserwacja. Tak, jak raz wprawiona w ruch machina niebieska nie zatrzymuje się ani na chwilę, tak rozpoczęta o zmierzchu pora obserwacji nieboskłonu, początkowo nieśmiało, poźniej już z pełnym impetem przynosi kolejne okazje do zmierzenia się z coraz to bardziej intrygującymi zagadkami kosmosu. Tak dochodzimy do części czwartej – odkrycie. Tu muzyka zwalnia, niemal zatrzymuje się. Wymieniające się struktury harmoniczne rozpisane na dwa duety przeplatają się z fragmentami melodycznymi – każdy z instrumentów ma tu swoje krótkie solo. Część czwarta to wrażenie zachwytu, obcowania z tajemnicą, niemal artystyczne uniesienie wynikające z piękna Nauki. Część piąta natomiast to podsumowanie, spojrzenie raz jeszcze, niejako z lotu ptaka na genialną pracę gdańskiego astronoma. Poprzez przywołanie najważniejszych wątków oraz niesłabnącą motorykę można odnieść wrażenie zapowiedzi kolejnych niesamowitych dokonać w dziedzinie astronomii, jakie stoją już nie tylko przed bohaterem całej opowieści, lecz także przed całą ludzkością.